poniedziałek, 25 kwietnia 2016

(Nie)Idealne zycie...

Moje zycie w Szwecji, dalekie jest od idealu i znacznie odbiega od moich niedawnych oczekiwan. Wiem, wiem... zaraz ktos powie, ze trzeba bylo sie lepiej przygotowac, wiecej czytac i doksztalcac sie na temat kraju, do ktorego planuje sie przybyc. Alez oczywiscie, ze czytalam, doksztalcalam sie, malo tego, mialam mase informacji z tzw pierwszej reki, bo przeciez od lat mam tu rodzine. Mimo tego calego procesu przygotowawczego cala masa rzeczy mnie zaskoczyla, wiele nowych spraw wyniklo w trakcie trwania innych, jeszcze inne musialy sie zmienic, bo na przestrzeni kilku miesiecy zmienialy sie przepisy... Zycie...
Kiedys juz wspominalam, ze wszystko tu znacznie rozciaga sie w czasie, w co czesto wiele osob mi nie wierzy. Trzeba wypelnic cala mase papierow, odstac swoje w kolejkach i pospacerowac od urzedu do urzedu. Do tego dochodzi cala masa pomylek, zagubien dokumentow, brakow podpisow... A czas ucieka...  Zanim zalatwilam personnumer minely 4 miesiace, konto w banku udalo mi sie otworzyc po 5, pierwsza prace dostalam po 6 miesiacach intensywnych poszukiwan, a szkole zaczelam po 8.
W tym czasie na glowe spadla nam cala masa problemow, oszczednosci kurczyly sie w zastraszajacym tempie, przyprawiajac mnie o palpitacje serca i wrzody zoladka, a czegokolwiek nie probowalam zalatwiac, wpadalam na sciane...
Czy zaluje przyjazdu i calej tej przeprowadzki?? Sa chwile, ze tak. Tesknie za angielskim klimatem, energia Londynu i przyjaciolmi.  Ale nie, nie zamierzam narazie wracac, jeszcze sie nie poddaje... Gdzies tam gleboko wciaz wierze, ze moze nas tu spotkac cos dobrego, moze tu na nas czekac szczescie i moze wlasnie tu odnajdziemy nasz skrawek raju. Byc moze...
Plusem jest fakt, ze nauczylam sie perfekcyjnie zarzadzac skromnym budzetem i przekonalam sie bez jak wielu rzeczy czlowiek potrafi swietnie funkcjonowac...


Ciezko jest znalezc ciekawa prace bez znajomosci jezyka szwedzkiego, teoretycznie, bo tak nas (przynajmniej mnie) zbywa wiekszosc pracodawcow. Dlatego kilka tygodni temu, po 3 miesiacach oczekiwania udalo mi sie wreszcie rozpoczac kurs SFI - Svenska för invandrare, czyli szwedzki dla imigrantow. Jest to darmowy kurs, organizowany przez lokalne wladze,  dla kazdego legalnego imigranta przybywajacego do Szwecji. Wiele zalezy od komuny, w ktorej mieszkamy, ale zeby go zaczac potrzebujemy personnumer. Kiedy juz udalo mi sie go zdobyc, a takze wyrobic id kort (dowod tozsamosci) udalam sie do najblizszej szkoly organizujacej takie kursy i wpisalam sie na liste oczekujacych. Doczekalam sie swojego miejsca po 3 miesiacach. Z uwagi na to, ze w tygodniu pracuje, moje zajecia odbywaja sie raz w tygodniu i trwaja 2,5h. Do pomocy mam ksiazke, wypozyczona z biblioteki na 4 miesiace oraz plyte. Narazie dopiero kilka lekcji za mna, ale strasznie sie tym podniecam. Kolejny jezyk do kolekcji, a szwedzki w porownaniu z angielskim jest szalenie trudny... Dodatkowo zostalismy rzuceni od razu na gleboka wode, bo na kurs studievag 3 kurs C, czyli dla raczej zaawansowanych... Nastepne wyzwanie przed nami...Staramy sie nadrabiac zaleglosci i gonic bardziej zaawansowanych kolegow, w koncu uwielbiamy wyzwania...  Ufff ...


Czas trwania kursu jest bardzo indywidualny, mozna go zakonczyc po kilku miesiacach, albo latach, wszystko zalezy od checi, zaangazowania oraz umiejetnosci przyswajania wiedzy. Nasz kurs teoretycznie powinien skonczyc sie egzaminem w czerwcu...

Chyba kazdy z nas ma w sobie wewnetrzna potrzebe doskonalenia sie, ja sama codziennie rzucam sobie nowe wyzwania i cele, ktorym potem probuje sprostac. Wiadomo, z roznym rezultatem. Nie mam jednak potrzeby bycia idealna i perfekcyjna codziennie. Czesto, a nawet bardzo czesto pozwalam sobie na luz i mam w nosie wszystko. Wciagam jeansy i trampki i pedze podbijac swiat. Dzis mam dla was dwa zestawy, motywem przewodnim beda ciemne jeansy z Mango i czarna ramoneska z New Yorkera...

Zestaw 1
















Kurtka - New Yorker
Spodnie - Mango
T-shirt - Primark
Buty - Converse
Torebka - Primark

Zestaw 2 













Kurtka - New Yorker
Spodnie - Mango
Buty - H&M
Koszula - H&M
Torebka - Primark
Zegarek - Fossil


Z pozdrowieniami z malego domku nad jeziorem...




















poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Co z ta moja kobiecoscia???

Uslyszalam ostatnio, ze za malo we mnie kobiecosci... Serio mysle?? I tak dumam?? Co z ta moja kobiecoscia??? Moze chodzi o styl ubierania?? Wiem, blizej mi wizerunkowo do Lary Croft anizeli Maleny, ale wewnetrznie  jestem niczym Marilyn Monroe - z natapirowanym blond wlosem, czerwona szminka na nadetych ustach i falujacym, niczym nie skrepowanym biustem. Jednak czy od razu musze ten biust eksponowac, zeby byc sexy i kobieca?? Powaznie, trzeba swiecic prawie nagim tylkiem, zeby ktos uznal kobiete za seksowna??

                                        

Wedlug mnie kobiecosc nie ma nic wspolnego z wygladem czy stylem ubierania, a z osobowoscia i sposobem bycia. Seksapil to stan umyslu, usmiech i podejscie do zycia. Mozna byc arcyseksowna z potarganymi wlosami i rumiencem na twarzy zamiast makijazu, potwierdzi to kazdy facet...




Kobiecosc to przede wszystkim samoakceptacja, pelna integracja miedzy tym co wewnatrz i na wierzchu. Kobieta kobieca jest pewna wlasnej sily, wartosci i charyzmy,  ktorej nie musi podkreslac kusym strojem. Jej tajna bronia jest silny charakter i inteligencja, a takze umiejetne laczenie zdzirowatej Marilyn z silna i niezalezna Lara. 




Do pewnych rzeczy oczywiscie dochodzi sie z wiekiem. Mnie tez sporo czasu zajelo okielznanie, oswojenie, a z czasem i polubienie wewnetrznego "JA"... Poznalam swoje mocne i slabe strony, wiem na co moge sobie pozwolic, a na co nigdy w zyciu sie nie zdecyduje. Wiem, czego od zycia i od siebie oczekuje, a takze czego oczekuje od innych. Nie czuje wewnetrznej presji, ze cokolwiek musze... i kocham ten stan...
Mam 33 lata i dzis lubie siebie. Wreszcie zaakceptowalam wlasne slabosci, bo czynia mnie wyjatkowa i niepowtarzalna. 
Wam tez to  polecam...








My kobiety mamy tez spory problem pomiedzy tym, jakie powinnysmy, a jakie chcialybysmy byc. Od najmlodszych lat narzuca sie nam pewne schematy... Dziewczynki wychowywane sa na idealne zony, matki, panie domu. Mamy byc troskliwe, wrazliwe, opiekuncze, zajmowac sie domem, dziecmi, mezem, ochoczo i z usmiechem na ustach wykonywac wszystkie obowiazki i niejednokrotnie robic tez kariere zawodowa. Dzisiejszy swiat dodatkowo kaze nam sie scigac z mezczyznami... Kolezanki kobiety  tez wbijaja sobie nawzajem szpile w wyscigu po perfekcjonizm... Wieczna rywalizacja o piekniejszy i czystszy dom, zdolniejsze dziecko czy lepsza organizacje pracy... Serio?? Az tak sie nie lubimy?? Czy w zyciu chodzi tylko o to, zeby miec wykrochmalona i wyprasowana posciel?? Codziennie rosol i schabowego na obiad??  Swiat sie nie rozpadnie jesli czasem siadziemy i pomyslimy tylko o sobie. Zdrowy egoizm jeszcze nikogo nie zabil. Filizanka kawy i chwila z ksiazka, dluga kapiel i maseczka, czy butelka wina z przyjaciolka czasem wystarczy, zeby zlapac odpowiedni dystans. Przyjrzec sie uwazniej wlasnemu "JA", oczekiwaniom, potrzebom, pragnieniom.  Zlapac zdrowy balans, zamiast isc z zyciem ciagle na kompromis. W kobiecosci najwazniejsze jest polubic siebie i dac sie lubic...

 Moj seksapil zaczyna sie w mozgu... A wasz???




Z pozdrowieniami z malego domku nad jeziorem...






niedziela, 10 kwietnia 2016

Na salonach...

Jakis czas temu wspominalam, ze uwielbiam zmiany, zwlaszcza zmiany we wnetrzu. Taka wada genetyczna, na ktora cierpie razem z mama i siostra.  Co jakis czas jezdzimy z meblami, zmieniamy dodatki, kolory, etc... Mam ten problem, ze moja glowe przesladuje nadmiar pomyslow, potrafie w ciagu jednej minuty kilka razy zmienic koncepcje, a na koniec i tak wszystko odwrocic. Tak juz mam i juz. Impulsem do zmian zwykle jest drobiazg - teledysk, plakat, zdjecie na instagramie, chwilowy nadmiar wolnego czasu, czy nowy gadzet w domu... W  tym przypadku byl to nowy stol, jak zwykle, czystym przypadkiem lub zbiegiem okolicznosci, upolowany na licytacji w Ikei za cale 80 koron.  Bialy z drewnianymi nogami, z kolekcji trendig- cacuszko o jakim marzylam od dawna... Poczatkowo nie mialam na niego planu, szkoda go bylo na balkon, a w kuchni nie mielismy juz miejsca na kolejny stol... Dumalam i dumalam, az wpadlam na pomysl przerobienia naszej kuchnio-jadalni. Z uwagi na luki w budzecie uzylam tego, co mielismy w domu i kilku tanich dodatkow. Fajne wnetrze nie musi ruinowac naszego portfela i nie zalezy ani od kosztownych mebli ani tymbardziej od drogocennych dodatkow. Liczy sie pomysl. Jako, ze mamy otwarta przestrzen i kuchnie polaczona z salonem, tu tez musialy zajsc zmiany. Zatem zapraszam do naszego malego, skandynawskiego domku po drobnych przerobkach... Czujcie sie jak u siebie...
































Jedynymi kosztami jakie ponioslam oprocz wyzej wymienionego stolu, byl zakup karnisza w promocji za 60 koron firan i lampy, ktora kupilam na lokalnej stronie fb za 40 koron.

Kiedys juz tez pisalam, ze mieszkam obok pierwszego sklepu Ikei, nie wspominalam jednak, ze mieszkam tez obok Ikei Fynd - czyli jedynego outletu Ikei, gdzie codziennie mam dostep do promocji i przecen, bo trafiaja tam meble ze starych kolekcji, koncowek kolekcji oraz meble testowane w laboratorium Ikei, ktore tez miesci sie w Almhult. Moje miasteczko to jedna wielka Ikea. Wiem, wiem farciara ze mnie... 









Na te okolicznosc stroj prosty i wygodny (czyt. nudny), coz poradze, ze w takich czuje sie najlepiej:

Jeansy - Mango
T shirt - Primark
Kurtka - New Yorker
Trampki - Converse
Torebka - Primark

Pozdrawiam z Ikeowskiego miasteczka...