Od przeprowadzki minely zaledwie dwa tygodnie, nasz dom powoli staje sie DOMEM. Puste sciany i podlogi powoli zapelniaja sie meblami i dodatkami, wszystko nabiera ksztaltow. Uwielbiam ten caly proces tworzenia, meblowania, dekorowania. Nie tworzy sie wtedy tylko wnetrza, ale tez klimat. Zawsze mialam swira, ciagle cos przestawialam, przemalowywalam, przerabialam, zeby bylo bardziej moje, bardziej takie, jak mi akurat pasuje. Moglabym codziennie spacerowac po sklepach z wszelkimi dodatkami do dekoracji wnetrz, zawsze mnie cos zainspiruje albo upoluje cos ciekawego na wyprzedazach. Co prawda na efekt koncowy przyjdzie nam jeszcze poczekac jakis czas, byc moze nigdy to nie nastapi, bo w moim domu ciagle dochodzi do zmian. To jednak nie wazne. Jestesmy wreszcie u siebie...
Swieta Bozego Narodzenia zblizaja sie wielkimi krokami... Swieta o jakich marzylam od dawna. Wreszcie bedzie glosno i wesolo. Razem z mama i siostra bedziemy sie krzatac po kuchni jak dawniej, a smiech dzieciakow wypelni wszystkie pomieszczenia...
W tym okresie najbardziej lubie przygotowania, nic nie sprawia mi takiej frajdy jak wymyslanie ozdob swiatecznych, tworzenie czegos z niczego. Chcac poczuc magie swiat jak najszybciej zabralam sie za dekorowanie domu, kilka galazek swierku, lampki, pare szyszek i swiece i mozna stworzyc cuda. Zadna ze mnie dekoratorka, ale lubie sie raz w roku wyszalec, dajac upust swojej kreatywnosci...
Lancuch choinkowy DIY, cala rodzina uczestniczyla w procesie jego tworzenia ...
W mrozne popoludnie nic tak nie integruje i nie uspokaja dzieci jak wspolne dekorowanie pierniczkow...
Na koniec cos dla zmyslow, cudownie pachnace kosmetyki z Ives Rocher, wanilia, pomarancze, cynamon, nawet pod prysznicem mozna poczuc swieta...
Pozdrawiamy z naszej lodowatej Skandynawii...